mercoledì 16 aprile 2014

Odlot przez Modlin


Peron na stacji Modlin














Stojąc w kolejce na lotnisku Ciampino spotkaliśmy panią Wiesię z Kielc, która na trasie Rzym-Modlin była już "oblatana" i obiecała, że nas do Warszawy pokieruje.
Tym razem wśród pasażerów nie przeważały zakonnice, lecz młodzi Włosi, którzy lecieli zobaczyć Polskę - czyli jeden z najlepiej rozwijających się krajów UE.
Startujemy i pilot zapodaje: "Szanowni Państwo, witamy na pokładzie samolotu linii Ryanair lecącego z Rzymu Ciampino do Warszawy Modlin. Czas lotu 2 godziny i pięć minut".

Mija 1,5 godziny z hakiem i pilot znowu mówi: "Szanowni Państwo przelatujemy właśnie nad Warszawą". Pomachał skrzydłami. Obejrzeliśmy Wisłę z góry i lecimy dalej. Pod nami same pola pięknie zaorane, wspaniałe lasy, rzeka się wije. Bez wątpienia lotnisko Modlin wybudowano ze względu na te walory widokowe.

W pewnym momencie Włoszka obok mnie się pyta: "A ta Warszawa to naprawdę istnieje?". "No tak, od kilku wieków. Tylko się teraz trochę rozciągnęła." - odpowiadam jej.

W końcu wylądowaliśmy w tej Warszawie Modlin. Pilot powiedział, że 5 minut przed czasem, ale pani Wiesia z Kielc, która na tej trasie była dobrze oblatana, stwierdziła, że się spóźnił 15 minut, więc lepiej żebyśmy lecieli.
No to złapaliśmy walizki, wypadliśmy z samolotu i lecimy za panią Wiesią z Kielc. Ja, chyba z 15 Włochów i jeszcze grupka jakiś Azjatów się do nas doczepiła.

Wpadamy na lotnisko, kupujemy te bilety po 15 złotych. Pani Wiesia z Kielc krzyczy: "Lecimy, lecimy! Bo autobus na nas nie poczeka!"
Wpadliśmy do autobusu: pani Wiesia, ja za nią, za nami Włosi i na końcu Azjaci. Autobus ruszył i dowiózł nas na stację Modlin. Pani Wiesia znowu: "Lecimy, lecimy bo pociąg nam odjedzie sprzed nosa!".

Wpadamy na stację Modlin, a tam wielkie schody - te, które widzicie na zdjęciu. Większych i bardziej stromych już wybudować nie mogli. Walizki w rękę i biegiem na wyścigi do pociągu. Wpadamy do środka i próbujemy ustalić dokąd ten pociąg jedzie. Konduktor mówi nam, że na stację Warszawa Wschodnia. "A czy jedzie przez Centralny?". "Nie". "A co jedzie przez Centralny". "Nic". I się uśmiecha...

Wytłumaczył nam, że aby dojechać do centrum miasta, najpierw należy dojechać do Warszawy Gdańskiej, później przesiąść się w metro i trzy stacje do Centrum. Tłumaczymy to Włochom, a oni robią wielkie oczy i pytają:
"Dlaczego, żeby dojechać do Warszawy, musimy jechać teraz pociągiem do Gdańska i później przesiąść się w metro i wrócić?" No tłumaczymy biedakom, że nie chodzi o Gdańsk, ale o stację Gdańską. W końcu dali się namówić, aby rozstać się z panią Wiesią z Kielc, wysiąść z naszego pociągu i poczekać na drugi. Bluzgali przy tym donośnie. Ja z nimi...
Azjaci zostali...
Dodam tylko, że żadnej informacji ani po polsku, ani po angielsku. Nic. Koniec języka za przewodnika.

Jedziemy wreszcie z panią Wiesią na Wschodnią - ona do Kielc o 15.58, ja do Łodzi. Pani Wiesia mówi: "Poprzednim razem też z kobietą z Łodzi jechałam i pociąg jej uciekł. Niech pani szybko leci!"
Dojeżdżamy w końcu na Wschodnią na peron 3. Pani Wiesia krzyczy: "O mój pociąg jeszcze stoi! No to lecę!". Złapała walizkę, wyskoczyła z wagonu i poleciała przez tory na peron 4.

No to ja też złapałam walizkę, wyskoczyłam i zobaczyłam, że pociąg do Łodzi o 16.01 odchodzi z peronu 1. No to biegiem po schodach w górę i w dół.
Wyskakuję na peron, a tam konduktor gwiżdże. No to macham do niego i krzyczę. A on macha do mnie i krzyczy: "Baj! Baj". Jak go dopadłam, jak na niego ryknęłam. A on do mnie: "Dobrze pani robi to bieganie po schodach, ma pani figurę". Myślałam, że go zdzielę walizką. Potem chodził i się głupio uśmiechał.
Oczywiście nie miałam biletu... Ale nie zapłaciłam kary, bo pani Wiesia z Kielc poinstruowała mnie, że mam pokazać bilet z Modlina i powołać się na niemożność zakupu.

Pociąg do Łodzi wreszcie ruszył... Tym razem planowo miał jechać 2 godziny i 40 minut... (poprzednim razem jeździł 2 godz. 20 min., a w głębokim komunizmie nawet 1 godz. i 54 min). Stanął w Skierniewicach i czekał ponad 15 min, potem szerokim łukiem ominął Widzew przez Olechów i dojechał wreszcie na Kaliską z opóźnieniem, trochę przed 19.00.

Nie będę pisać komentarza. Wystarczy, że powiem, iż w ciągu 5 dni muszę pojechać do Warszawy jeszcze dwa razy... No i wrócić do Modlina, żeby odlecieć.

Dobrze, że pani Wiesia z Kielc była taka oblatana bo do tej pory w puszczy modlińskiej bym biwakowała...
Ja z walizkami po schodach mogę sobie jeszcze polatać - ale pomyślcie o osobach starszych, chorych, niepełnosprawnych lub matkach z dzieckiem...

 Agnieszka Zakrzewicz, kwiecień 2014

martedì 4 febbraio 2014

Co to k…. jest ten gender?

Niedawno weszłam do rzymskiego marketu na Zatybrzu, koło mojego domu i zobaczyłam dwóch młodych facetów, którzy wybierali śpioszki dla małego dziecka. Jeden drugiemu doradzał. Osłupiałam, oniemiałam i pomyślałam: "Ale fajni faceci nam teraz wyrośli!". Przypomniałam sobie również z goryczą, że w mojej świadomości są zakodowane inne sceny: albo dwie kobiety, które wybierają ubranka dla dzieci (często córka i matka), albo mąż, który krzyczy na żonę: "K…. pośpiesz się! Wychodzimy z tego sklepu! Mecz jest w telewizji, ja po piwo, a ty do garów!".
Oto metafora, która moim zdaniem najlepiej tłumaczy GENDER. Ponieważ "ideologia gender" jest mi dobrze znana od ponad 15 lat - pozwólcie, że będę mówić o niej, jak o starym przyjacielu - po prostu: "Dżender".

To nie dżender, to czarter...

Dżender!!!! Każdy z Was już słyszał to słowo, ale tak naprawdę mało kto wie, o co chodzi. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) definiuje gender jako „stworzone przez społeczeństwo role, zachowania, aktywności i atrybuty, jakie dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla mężczyzn i kobiet”. Chodzi o społeczno-kulturową tożsamość płciową – "sumę cech, zachowań, stereotypów i ról płciowych przyjmowanych przez kobiety i mężczyzn w ramach danej kultury w drodze socjalizacji, nie wynikających bezpośrednio z biologicznych różnic w budowie ciała pomiędzy płciami, czyli z dymorfizmu płciowego". Mówiąc krótko i po ludzku: jeżeli przez całe dzieciństwo dziewczynkom będziecie kazać bawić się lalkami, a chłopcom pozwolicie grać w piłkę całe dnie, to nie dziwcie się później, że przeciętny polski facet krzyczy na polską kobietę: "K…. pośpiesz się! Mecz jest w telewizji, ja po piwo, a ty do garów!".
Jeżeli natomiast już od wczesnego dzieciństwa pozwolicie dzieciom (chłopcom i dziewczynkom) bawić się razem lalkami - to jest szansa, że także w polskim sklepie zobaczycie dwóch młodych ojców (nie koniecznie dwóch homoseksualistów), którzy nie będą mieli problemów z kupowaniem ubranek i papki dla własnego potomstwa. Jeżeli dziewczynce sprezentujecie samochodzik, to może szybciej zrobi prawo jazdy i będzie dobrze jeździć (i tu nasuwa mi się kolejny stereotyp społeczno-kulturowej tożsamość płciowej na miarę Arabii Saudyjskiej: "kto tę babę posadził za kierownicą!").
Na to przebieranie chłopca w sukienkę (projekt "Szczęśliwa 15", realizowany w przedszkolach w Rybniku, gdzie chłopcy zakładali dziewczęce ubrania), trochę bym uważała, bo może wyrosnąć z niego ksiądz... A księży ci u nas już pod dostatkiem...

Dżender ma ponad 60 lat

Badania nad rolami płciowymi, czyli osobnymi funkcjami, jakie w ramach społeczeństwa przeznacza się kobietom i mężczyznom, są prowadzone już od lat 50. ubiegłego wieku w ramach funkcjonalistycznej szkoły socjologii. W latach 80. w Stanach Zjednoczonych wprowadzono na uniwersytecie kierunek gender studies, dziś obecny także na uczelniach w Polsce. Za matkę terminu gender (po polsku dżender - ale nie mylić z czarterem) uważa się brytyjską socjolożkę i feministkę Ann Oakley (termin został zapożyczony z pracy psychologa Roberta Stollera), choć genderyzm ma wielu rodziców obojga płci. To właśnie zdaniem Oakley nauka ról płciowych rozpoczyna się już we wczesnym dzieciństwie poprzez wyrażane przez rodzinę oczekiwania zachowań typowych dla chłopców lub dziewczynek, a później rozwijana jest w środowisku rówieśników i w procesie edukacji - w szkole, w kościele, na zajęciach społecznych. Jak poucza Wikipedia: "Termin gender pochodzi pośrednio od łacińskiego słowa genus przez starofrancuskie gendre i angielskie gender. W języku angielskim słowo gender było i w dalszym ciągu jest powszechnie używane w dwóch znaczeniach: „rodzaj gramatyczny” (masculine, feminine i neuter – męski, żeński i nijaki) oraz „płeć” (zastępując słowo sex, które dwuznaczne kojarzy się ze „stosunekiem płciowym”)."
Ponad trzydzieści lat temu narodziła się „kultura genderowa”, gdy ekscentryczna młodzież anglosaska zaczęła się przebierać na wzór transwestytów. Również wtedy został ukuty termin gender-bender (naciągać, skręcać płeć) i ludzie nabrali ochoty na androginizm: dziewczyny zaczęły ścinać włosy na krótko, a chłopaki zapuszczać je i przebierać się w damskie fatałaszki. Najjaśniejszymi przykładami tego fenomenu byli David Bowie i Annie Lennox.
Dziś przyjmuje się, że pojęcie gender odnosi się głównie do równości płci i tzw. polityki antydyskryminacyjnej Unii Europejskiej, nie negując jednak różnic między kobietami i mężczyznami ani samego znaczenia płci biologicznej.

Dżender wyłaź z szafy

Proces "dżenderyzacji" społeczeństw Zachodnich (ale także tych muzułmańskich - o czym świadczy na przykład protest kobiet w Arabii Saudyjskej, w październiku 2013 roku przeciwko zakazowi prowadzenia samochodu, które to szkodzi macicy i jajnikom) jest nieunikniony i nie da się go powstrzymać. Przyczyna jest bardzo prosta - w nowoczesnych, demokratycznych społeczeństwach nie istnieją już sztywne role kobiece i męskie. Nikogo nie dziwi, że tramwaj czy nocną taksówkę prowadzi kobieta. A baby niejednokrotnie muszą zakasać rękawy i zabrać się same za wymianę rury lub za wywiercenie dziury w ścianie, bo o dobrego hydraulika lub złotą rączkę coraz trudniej. Sami mężczyźni też się zmienili i zmieniają. Nie wszystkim odpowiada tradycyjna rola głowy rodziny - wolą zająć się domem oraz wychowaniem dziecka, gdy żona pracuje i lepiej zarabia -  i nikt nie widzi już w tym nic nadzwyczajnego.
W Zachodniej części UE proces ten trwa od lat, odbywając się dość naturalnie i nikt tu nie straszy Dżenderem - jakby to był ekshibicjonista z rozpiętym płaszczem, który przed szkołą czyha na dzieci.
We Włoszech, dżenderyzm był modny w latach 1996-2000. Pamiętam, że wtedy chodziłam do klubu GENDER, pisałam o tym artykuły i poznawałam włoskich intelektualistów-transgenderystów (Vladimira Luxurię czy Helenę Velenę) oraz ludzi szczycących się swoją "seksualnością zmienną" i pozujących a gender-bender. Niektórzy z nich zrobili później karierę w show-biznesie, ale nikt  z nich nie jest pedofilem (choć ks. Oko sugeruje, że dżenderyzm wywołuje zdolności pedofilskie u osób dorosłych). To wszystko działo się za czasów Jana Pawła II i jakoś nie demonizowano wtedy "ideologii gender". Zaczęłam nawet pisać powieść trans-gender pt. "Aliens store", ale nikt wtedy w Polsce nie był tematem zainteresowany. Dopiero teraz polski Kościół wyciągnął starego Dżendera z szafy. A po co? Bo gender służy jednemu - odwracaniu Waszej uwagi....

Dżender zabija

Postanowiłam nie pisać o dżenderyzmie, dżenderyzacji i moim starym przyjacielu Dżenderze, bo dla mnie to odgrzewane flaki i uważam, że przyzwoity dziennikarz powinien dzisiaj zająć się znacznie poważniejszymi sprawami, jak na przykład: trudną i kruchą równowagą geopolityczną na świecie, związaną z sytuacją na Bliskim Wschodzie i na Ukrainie; odradzającymi się ideologiami nazistowskimi i nieświadomym faszyzmem zalewającym Europę, zarówno Wschodnią jak i Zachodnią; zniszczeniem syryjskiego arsenału broni chemicznej i interesach, jakie chce mieć w tym włoska mafia; radykalizacją polityki przeradzającą się w przemoc; kryzysem gospodarczym, którego końca nie widać. 
Od tego wszystkiego w skali globalnej odciąga Was ten stary, stetryciały ekshibicjonista Dżender.
A w skali polskiej? Jak powiedziała wicemarszałek Sejmu Wanda Nowicka - "ideologia gender" to konstrukt, wylansowany przez Kościół po to, aby przykryć skandal pedofilii klerykalnej". I teraz ja - zamiast poświęcić tekst polskiemu stowarzyszeniu ofiar księży-pedofilów "Nie lękajcie się" będę musiała pisać o gender - czyli o seksie i ulubionym obiekcie prof. Pawłowicz - a więc o przysłowiowej  "dupie Maryni"...
To jednak nie wszystko - "ideologia gender" jest też wygodnym narzędziem politycznym w rękach fundamentalistów katolickich, służącym do zastraszania mniej świadomych warstw społeczeństwa i do manipulacji nimi - bo jak czegoś nie znasz i nie rozumiesz, to się tego boisz.
Dżender zalewa całą Europę Wschodnią i jak twierdzi Kościół - nie tylko w Polsce, ale i na Ukrainie oraz na Słowacji - "jest to ideologia o korzeniach marksistowskich, gorsza od komunizmu", genderyzm "podważa wartość, funkcje i prawa rodziny, stwarzając zagrożenie dla tożsamości człowieka", "promuje zasady całkowicie sprzeczne z rzeczywistością i tradycyjnym pojmowaniem natury człowieka", a jego niebezpieczeństwo wynika "z głęboko destrukcyjnego charakteru zarówno wobec osoby, jak i relacji międzyludzkich, a więc całego życia społecznego".
No cóż - biedny, stary Dżender powinien podziękować Kościołowi za reklamę, bo inaczej polskie społeczeństwo nie zorientowałoby się nawet, że istnieje. Teraz wreszcie również polskie kobiety poznają "ideologię gender", a ponieważ nie są głupie - na pewno zrobią z niej właściwy użytek.
A patrząc na to, co w Polsce się dzieje wokół całej sprawy trzeba powiedzieć jedno - to nie Dżender-żender, to zwykła żenada...

Agnieszka Zakrzewicz, luty 2014